.

.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 3

Obudziłam się w nieznanym mi miejscu...dotknęłam ręką swojej twarzy i syknęłam z bólu.
No tak miałam spuchnięty policzek i lekkie rozcięcie.
Podeszłam do lusterka....i przeraził mnie mój wygląd...ale to nie jest teraz ważne...
Odwróciłam się i na stoliku obok łóżka zobaczyłam małą kartkę, na której coś było napisane :
" Mam nadzieję, że już lepiej się czujesz. Na dole w kuchni powinna być moja żona.
Czuj się jak u siebie ;)
                                        David Villa "
Jego podpis przypominał bardziej autograf..hmmm  David, David...
No tak Villa mój idol...Dziwnie jest poznać kogoś takiego w takich okolicznościach, ale cieszę się, że mi pomógł...Nie każdy by tak postąpił...Nie każdy przyjąłby zupełnie obcą osobę pod swój dach...Nie wiem jak mu się za to odwdzięczę...
Postanowiłam zejść na dół do jego żony. Ręką przeczesałam włosy i starłam resztki makijażu.
Wyszłam na korytarz i udałam się schodami w dół. Z kuchni rozchodziły się cudowne zapachy...no tak...było grubo po 14...Podeszłam do drzwi pomieszczenia i podskoczyłam ze strachu
-Ooo! Przepraszam...Nie chciałam cię przestraszyć...Nie pomyślałam, że już  wstałaś..- zaczęła kobieta- Jestem Particia, żona Davida Villi- uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę w moją stronę
- Eemmm..Miło mi, Ines Rodriguez - odwzajemniłam gest
- Chcesz może się odświeżyć, czy coś ??
- Nie, nie dziękuję..pojadę już do domu...i tak już państwo dla mnie zrobiliście...
- Oj przestań. Łazienka jest na końcu korytarza po prawej, idź tam- wskazała na drzwi- Później zjesz z nami obiad.
- Nie, na prawdę nie mogę...
- Aaa i David kazał ci przekazać, żebyś poczekała, aż wróci z treningu.
- Ehhh, no dobrze...

***

Wyszłam z łazienki. W domu już był jego gospodarz. Dało się słyszeć radosne śmiechy dzieci.
- Cześć, jak się czujesz ??- zaczął , gdy tylko mnie zobaczył
- Już jest lepiej - posłałam mu lekki uśmiech
- Wybacz, David jestem- wyciągnął dłoń w moim kierunku

- Ines- odwzajemniłam
- Ale dalej leci ci krew z policzka...-na jego twarzy pojawił się lekki grymas
- To nic takiego
- Poczekaj opatrzę ci tą ranę...zaraz wrócę- udał się do kuchni, a po chwili wrócił do salonu z apteczką- Chodź , usiądź obok mnie- zrobiłam to co nakazał i zajął się opatrywaniem mojej rany
- Dziękuję- odparłam, gdy już zakończył czynność i posłałam mu szczery uśmiech
- Aaaa Ines...- zaczął niepewnie
- Tak ??
- Nie chcę być wścibski, czy coś, ale czy mógłbym wiedzieć, co się wczoraj stało ??- i tu zaczęło się opowiadanie całej wczorajszej historii...David uważnie słuchał tego co mówię, po chwili dołączyła do nas Patricia
- Ja nie wiem, jak taka osoba może gdziekolwiek pracować z innymi ludźmi...-zaczęła.- Jak dla mnie to jest chore...
- No, ale co zrobisz mają swoje firmy i myślą, że mogą wszystko...Cieszę się, że nic ci się nie stało...- objął mnie ramieniem...
- Wiesz chcę ci podziękować za wczoraj...Gdyby nie ty nie wiem, co by tam się ze mną działo...Tak wiele dla mnie zrobiliście..Ktoś inny pewnie przeszedłby obok mnie obojętnie...Nie wiem, jak ci się za to odwdzięczę...- spuściłam wzrok
- Hmmm- udał zamyślenie- Nie musisz....A zjesz z nami obiad ??- już chciałam odmówić, ale usłyszałam "proszę" i Villa zrobił słodką minkę.
- I jak tu odmówić ?! - roześmiałam się
- Tato chodź już- do salonu weszła mała dziewczynka 
- Chwila skarbie- wziął ją na ręce i ucałował- Ines to moje dzieci : najstarsza Zayda, młodsza Ollaya i mój syn Luca- wskazał na drugą dziewczynkę, po czym odstawił na ziemię pierwszą i podszedł do łóżeczka, gdzie spał mały Luca
- Jest przesłodki ! - powiedziałam, gdy tylko go zobaczyłam 
***
Po obiedzie znów udaliśmy się do salonu...
- Właściwie to skąd jesteś Ines ??Powiedz nam coś o sobie.-zaczęła kobieta
- A więc...Wcześniej mieszkałam w Aragonii, w Saragossie...Później przeprowadziłam się do Portugalii i tam zaczęłam swoją naukę. Poznałam tam też kogoś, ale o tym to może kiedy indziej- posmutniałam- Gdy dowiedziałam się, że rodzice zginęli w wypadku, rzuciłam szkołę i wróciłam, żeby zaopiekować się swoją młodszą siostra Caroline....Przeprowadziłyśmy się tu- do Barcelony...Myślałam, że to jakoś pomoże, zmieni relacje między nami, ale jak na razie jest tylko gorzej...Coraz bardziej oddalamy się od siebie...Wszystko staję się trudniejsze...Już sama nie wiem, co mam robić...- ciszę podczas, której mnie słuchali, przerwał mój płacz. Oboje od razu zareagowali. Siedli po obu moich stronach i objęli mnie.
- Nie płacz...- odezwał się- Wszystko się ułoży- otarł łzy z moich policzków- Możesz na nas liczyć, pomożemy ci- posłał mi szczery uśmiech
- Dziękuję wam...za wszystko- spuściłam wzrok- Przyjęliście zupełnie obcą mnie pod swój dach...I traktujecie jak starego przyjaciela
- Jesteś wyjątkowa- odparł
- To prawda...- kontynuowała Patricia- Zobacz, jaka jesteś silna...ile już przeżyłaś i się nie poddajesz- mocno mnie przytuliła- Napotykasz dalsze trudności, ale dalej masz chęć walki.
- Dziękuję..- odparłam, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech....

_________________________________________________________________________________

To mamy kolejny :D taki nijaki, ale chciałam coś dodać ;) Liczę na Wasze szczere opinie. Dziękuję za ponad 700 wyświetleń.
Życzę miłego czytania ! ;)
Buziaki :*



wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 2

* Tydzień później*

Wyjątkowo dziś nie obudziły mnie promienie słoneczne. Padał deszcz...było mokro, pochmurnie, pogoda była okropna. Nie miałam na nic ochoty, ale dostałam ofertę pracy w firmie, która projektuje domy. Muszę tam iść...
Dziwnie się czuje...jakby dziś miało stać się coś złego...nawet pogoda jest, jak z jakiegoś koszmaru..
"Dość, co za głupoty! "- pomyślałam i poszłam się ubrać.
Było po 8, więc nie było już Caro. Jak twierdzi : " Chodzę do szkoły..." Jednak nie bardzo chce mi się w to wierzyć, może siedzi gdzieś na mieście i tyle..no, ale zobaczymy, jak będzie dalej...
Poszłam do sklepu, żeby kupić coś na obiad. Wróciłam może po jakiejś godzinie...miałam mnóstwo czasu, więc zaczęłam sprzątać...

***
Wzięłam kąpiel, wybrałam odpowiedni strój, ułożyłam włosy i zrobiłam lekki makijaż..
Dochodziła 18, czas już wychodzić.
- Carol wychodzę ! - krzyknęłam z dołu
- Ta fajnie..
Wzięłam klucze od domu i wyszłam, gdzie czekała już na mnie taksówka.
Podałam adres biura i czekałam, aż dojedziemy. Dość wczesna godzina, a było strasznie ciemno, zanosiło się na burzę...
- Dziękuje- powiedziałam, gdy dojechaliśmy i dałam starszemu panu pieniądze.

Moim oczom ukazał się ogromny budynek. Weszłam do środka i udałam się do recepcji.
- Przepraszam- uśmiechnęłam się- Dzień dobry, miałam przyjść na rozmowę w sprawie pracy
- Już chwilka - kobieta w moim wieku zrobiła dziwną minę, jakby nie chciała, żebym tam szła...może o jej posadę chodzi ?!- Jak się pani nazywa ??
- Ines Rodriguez
- A tak, 3 piętro- lekko się uśmiechnęła
- Dziękuję- ruszyłam w stronę windy...WTF?! Zepsuta ?! no nie...porażka...
Gdy już doczłapałam się na 3 piętro, udałam się w kierunki drzwi z napisem " Dyrektor Aaron Alonso"
Zapukałam i po usłyszeniu "proszę" weszłam do środka.
- Dzień dobry- przywitałam się uśmiechnięta
- O to pani ! Dzień dobry ! - był jakiś dziwny...ten jego wzrok... - Proszę usiąść !
- Dziękuję
Po ustaleniu wszystkich szczegółów mojej pracy usiadł obok mnie na sofie i zaczął gadać o jakiś pierdołach...W pewnym momencie jego dłoń powędrowała pod moją spódnicę, on przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować
- Co pan robi !!- zaczęłam krzyczeć i próbowałam się wyrwać- Puść mnie !
- Oj przestań ! Mogę dać ci wszystko, czego tylko zapragniesz !
- Nie ! Puść mnie ! Nie rozumiesz !- uderzył mnie w policzek, a ja upadłam na podłogę...moja szansa, żeby uciec.
Najszybciej jak mogłam podniosłam się, chwyciłam swoją torebkę i zaczęłam biec...usłyszałam tylko "idiotka".
Zapłakana wybiegłam przed budynek strasznie lało...Ledwo widziałam, gdzie biegnę...
W pewnym momencie uderzyłam w jakiegoś mężczyznę, który biegł do swojego samochodu...
- Ba...bar..bardzo prze..przepraszam ...- zaczęłam się jąkać, nie wiedziałam co mam w takiej sytuacji powiedzieć...zemdlałam

***
- Kochanie, uspokój się...przecież nie mogłem jej zostawić na ulicy, tak ?!- tłumaczył brunet
- Mogłeś zadzwonić na pogotowie  !
- Lało...miałem z nią czekać na deszczu ?! Nic się nie stanie, jak spędzi tą noc u nas...
- A co jak ona jest jakąś porywaczką, złodziejką czy coś...mamy trójkę dzieci, a ty przyprowadzasz jakąś obcą kobietę...
- Przestań ! Nie wygląda na jakąś psychopatkę ! Wydaje mi się, że potrzebuje pomocy...
- Dobra, zobaczymy jutro...ale, jeśli coś się stanie...- przerwał jej
- Nic się nie stanie...Nie znam jej, ale gwarantuje ci, że jest dobrym człowiekiem - uśmiechnął się i przytulił żonę
- Dobrze wierzę ci- odwzajemniła uścisk

_________________________________________________________________________________


Hej :) jest kolejny :) miał być lepszy niż poprzedni, ale tez wyszedł beznadziejnie. No cóż czekam na wasze opinie.
Zapraszam też na mój nowy blog, gdzie pojawili się już bohaterowie : broken--trust-and-broken-hearts.blogspot.com
Miłego czytania ! :*

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 1

Czasem nie wszystko układa się tak, jak byśmy chcieli.
Chcemy, aby osoba, która jest nam bliska była szczęśliwa. Jesteśmy w stanie zrobić dla niej wszystko, chociażby za jeden uśmiech. Jednak rani nas, gdy ta osoba nie potrafi tego docenić. Nie widzi naszego poświęcenia, naszych starań...

***

Wszystkie nasze rzeczy zostały przewiezione do nowego domu, wszystko gotowe. Czas zacząć nowe życie i spróbować zapomnieć o tym co się wydarzyło.
Staram się jak mogę, żeby tylko pomóc Caro pogodzić się ze śmiercią rodziców. Chcę, żeby była szczęśliwa, żeby w końcu się do mnie uśmiechnęła...ciągle obwinia mnie o ich śmierć, zupełnie nie wiem dlaczego...od tamtej chwili strasznie się zmieniła...jest nie do wytrzymania...

****
 Słońce rozświetlało mój pokój. Byłam zmęczona, jednak nie pozwalało mi na dalszy sen. Spojrzałam na zegarek : 07;30
- No nie ....- jęknęłam, po czym  zwlekłam się z łóżka i udałam się do kuchni. - Cześć!- powiedziałam do stojącej tam Caroliny
- Cześć...
- Ty nie szykujesz się do szkoły ?! - zapytałam dokładnie się jej przyglądając
- Nie i nie zamierzam...
- Niby dlaczego ?! - podniosłam głos
- Bo nie i koniec !
- Pójdziesz ! Nie po to prosiłam dyrektora, żebyś nie chodziła ! Z poprzedniej cię wyrzucili za wagary i zachowanie, co ty sobie w ogóle myślisz !
- Weź się ode mnie odwal dobra ?! Mam cię dość...ciągle się o coś czepiasz ! Nie masz jakiś innych zajęć niż interesowanie się moim życiem ?!
- Przeginasz....
- Nie ! Nie przeginam !
- Dziewczyno ty masz dopiero 15 !
- Odezwała się cudowna córka ! Ty nigdy nie popełniłaś żadnego błędu ?! Zawsze byłaś taka wspaniała ?!- do jej oczu zaczęły napływać łzy.- Tak....w końcu to Ty...ukochana córeczka rodziców...Byłaś dla nich wszystkim ! Mnie olewali !
- Nie ! Nigdy tak nie było ! Zawsze ty byłaś ważniejsza dla nich ! Oczko w ich głowach... Gdyby było tak, jak ty mówisz nie wyjechałabym do Portugalii !
- Ty nic nie wiesz ! Nie wiesz jak było ! Może tobie tak się wydaje...
- Nigdy nie pomyślałabym, że taka jesteś...
- Bo gówno o mnie wiesz ! I będę jeszcze gorsza ! - wyszła głośno trzaskając drzwiami od swego pokoju.

A ja dalej stałam w tej kuchni, jak głupia patrząc na zamknięte drzwi...nie radzę sobie sama z tym wszystkim...wiem, że nie dam rady, ale z drugiej strony nie mogę się poddać....
Jak na pierwszy dzień w nowym miejscu zapowiada się ciekawie " nie ma to, jak kłótnia z samego rana"- pomyślałam. No, ale zawsze może być gorzej ...

***

Jest 1 rozdział...według mnie beznadziejny i krótki, ale postanowiłam coś dodać...przepraszam, że tak długo mnie nie było :) Następny będzie lepszy, obiecuję :D Pozdrawiam ! :)

.